Pora roku: Lato
Temperatura: 27 C℃
Nowi mieszkańcy: Salvatore
Stan Betelgezy: Nie wybuchła.

Widzisz przed sobą leśną ścieżkę, wyścieloną ściółką. Przez nią przebijają się fantazyjne kwiaty, o rożnych barwach i towarzyszą Ci w podróży.
Przed sobą masz obszerną polanę nad którą góruje leciwa Sosna. To Twoja decyzja, Ty decydujesz czy tu zostaniesz, czy pójdziesz dalej...

NOWINKI

Gratulacje Scyciu! Twoje miejsce zostało dodane do oficjalne mapy HOFS.

Stado Herd of Forest Spirits. Przed sobą masz obszerną polanę nad którą góruje leciwa Sosna. To Twoja decyzja, Ty decydujesz czy tu zostaniesz, czy pójdziesz dalej... Wstąp do świata fantasy. Blog RPG Play By Comment PBC

Some Candy Talking




"Cottleston, Cottleston, Cottlestn Pie
A fly can't bird, but a bird can fly.
Ask me a riddle and I reply
Cottleston, Cottleston, Cottlestn Pie."
A.A. Milne - Winnie-the-Pooh




 
Przedstawia się:
Candy Floss
 

Choć oczywiście nie jest to jej prawdziwe imię. Jako urodzony szpieg, nie odważyłaby się podać komuś swojej prawdziwej tożsamości. Tak przynajmniej twierdzi, bowiem wieść niesie, że Candy tak naprawdę wcale nie pamięta swego prawdziwego imienia. Mając na swoim koncie dziesiątki różnych alias, a także niedomagającą już pamięć, klacz samodzielnie wybrała sobie to imię i jak często powtarza "żadne inne jej bardziej nie pasowało".
 
  Zdrobnienia: 
Imię Candy samo w sobie jest krótkie. Oczywiście, chcąc nie chcąc, zdążyła się jednak przypałętać ksywka Can a zaraz za nią dzielnie przywędrował Puszkin. Sama twierdzi, że z Duśką jej do pyska, ale absolutnie nikt się z nią nie zgadza. Na wszystkich oficjalnych dokumentach zaczęła się podpisywać jako Herrin Van Der Pushkin.

Urodziny: 1 marca
Tą datę podaje jako swoje urodziny, choć nieco starsi mogą pamiętać, że to data jej pierwszego pojawienia się na terenach HoFS.
Jeśli zaś chodzi o wiek, najczęściej podaje 8 lat. Innymi razy twierdzi, że ma 3, 20, albo 1562 lata. "To zależy od pogody i ułożenia gwiazd w galaktyce Oriona."

Profesja: 
Chociaż w HoFS nikt nie przejmuje się hierarchią, wychowana na szpiega Candy czuje się w obowiązku dbania o bezpieczeństwo w stadzie. Jest również samozwańczym detektywem, choć nie miała jeszcze zbyt wielu okazji do prowadzenia śledztw. Przede wszystkim jednak Candy jest jedną z trójki najstarszych członków stada, którzy w dobrej wierze nazywają się Strażnikami. Ich zadaniem jest nie tyle pilnowanie porządku w stadzie, co opieka nad Sosną oraz wyplewianie paskudztwa, jakim są trufle.



  Rasa: Tu zaczynają się problemy...

Teorii jest wiele. Sama Candy tłumaczy (podając przy tym naprawdę wiele całkiem prawdopodobnie brzmiących faktów naukowych), że jest daleką potomkinią protistów i posiada prosty mózg bazujący na reakcjach chemicznych zachodzących pomiędzy cyjankiem, dwutlenkiem węgla oraz rtęcią. Te reakcje miałyby tłumaczyć delikatną "mgłę" unoszącą się nad jej grzywą i ogonem. Innym wyjaśnieniem owej mgły, oraz rasową zdolnością jest fotosynteza. Choć jej maść jest koloru siwego, klacz twierdzi, że potrafi żywić się promieniami słonecznymi. Fakt, zdawałoby się, absurdalny, jednak żaden członek stada nie widział nigdy Candy jedzącej trawy czy jakiejkolwiek innej rośliny. Owszem, czasami zajada się słodyczami, grzywą Nekusia czy innym badziewiem, jednak nigdy nie jest to trawa i nigdy nie robi tego z głodu. Ale przecież nikt nie upilnowałby tego pędziwiatra dwadzieścia cztery godziny na dobę...
Kolejną teorię zaczęła goszcząca raz na terenach stada klacz Frida. Rozpytywała w koło o swoją zaginioną siostrę, a zapytana kim właściwie jest przedstawiła siebie jako Potomkinię Pogody. Miałoby to oznaczać, że jest istotą a właściwie duchem stworzonym z mgły i strzegącym tego właśnie elementu natury. Choć Frida różniła się od Candy praktycznie tylko kolorem oczu, do ich osobistego spotkania nigdy nie doszło a Herrin wyśmiała całą tą teorię.
Teorią, którą po zakończeniu treningu pod okiem Candy rozpowiadał wszystkim Marfrycy , była legenda o Chmurce Bzdurce.Chmurka Bzdurka, obrażona na to, że chmurki mogą tylko przybierać kształt rzeczy znajdujących się na ziemi a nie mogą stać się nimi naprawdę postanowiła uciec z nieba i spróbować tego zakazanego życia. Altocumullusy, po których zbiegła na polanę HOFS szybko się rozmyły i tym samym utknęła na stałe na ziemi.
Nie ważne kogo by się spytać, każdy na pytanie kim właściwie jest Candy odpowie inaczej i za prawdę trzeba przyjąć to, co wam wydaje się najbardziej prawdopodobne, albo czekać na Błękitny Księżyc i o północy potrzeć korę Sosny zadając jej to odwieczne pytanie. Ale możliwe, że nawet Stefan nie zna odpowiedzi...

Umiejetnosci: 
Jak na kogoś o posturze hipopotama na szczudłach, to Candy całkiem dobrze radzi sobie ze "szpiegowskimi sztuczkami". Skrada się bezszelestni, znika zaś lepiej niż niejeden stwór pozbawiony niuansu jakim są kopyta. Ma doskonałą pamięć (prawdopodobnie fotograficzną), choć twierdzi inaczej. 
Przez niezwykłą budowę systemu nerwowego, Candy posiada szczególnie wrażliwy zmysł wzroku oraz smaku. Ten pierwszy jest powodem jej ciężkiej chromofobii, przez którą jak ognia unika jaskrawych kolorów. Z tego też powodu za dnia polega głównie na węchu i smaku. (Bardzo często można na nią wpaść - a raczej ona może wpaść na kogoś - chodząc po terenach stada z zamkniętymi ślepiami). Jej zmysł smaku jest niezwykle rozbudowany, jednak klacz nie umie dobrze opisać swoich doznań, ze względu na brak odpowiedniego słownictwa. "To jak opisywanie kolorów, komuś kto od narodzin jest ślepy" tłumaczy. Dziwna budowa jej języka sprawia, że jest on podatniejszy na smaki i zapachy niż u innych stworzeń, a także pozwala na wyłapywanie takich rzeczy jak zmiany pH, temperatury czy drgania powietrza. 
No i przede wszystkim.... Candy ma cholerne szczęście.


Charakter: 
Posiada zdolność odczuwania trzech emocji - lojalności, wesołości i niezadowolenia.
Na ogół ekscentryczna i słynąca z ciętego języka, Candy słynie jednak z bycia szczerą i uczuciową istotą. Nie łatwo jest jej komuś zaufać, choć znakomicie zna się na spostrzeganiu kłamstw. Kiedy jednak udaje jej się do kogoś zbliżyć jest istotą niezwykle lojalną. Poświęcenie jest dla niej normalną rzeczą i za tych co kocha lub "dom" oddałaby wszystko. Przez dość długi czas grała przybraną mamę wilka imieniem Marfrycy, którego uratowała przed kłusownikami jeszcze za czasów świetności HoFS. Jej drogą przyjaciółką jest Scycia, którą kocha w niezupełnie platoniczny sposób. Pełnię jej serca zaskarbił sobie jednak Stefan, z którym potrafi przegadać całe noce obserwując niebo lub spędzać spokojne przedpołudnia na poczciwej fotosyntezie.
Oscylująca pomiędzy naiwną radością z życia a zaborczym, nadąsanym pesymizmem, lub też agresją wobec obcych Candy tak naprawdę, bez żadnych żartów i oszustw jest po prostu autystyczna. Choć jej zaburzenie jest znikome i klacz pozostaje przypadkiem wysoko funkcjonującym, ciężko go nie dostrzec. Czy to podczas jednej z jej "zwiech", czy też upartym twierdzeniu, że umie rozmawiać ze Stefanem... Candy je śnieg, na jesień ustawia spadające liście w rządku (potrafi tak posprzątać cały las). Jej "dziwność" bywa problematyczna i wiele osób otwarcie od niej stroni. Jak jednak wiadomo, autyzm często idzie w parze z geniuszem i choć Candy ma problem z doliczeniem nawet do pięciu jej wyjątkowe zdolności przejawiają się w wielu innych dziedzinach.


"Szpieg, który rekrutuje innych szpiegów, musi przede wszystkim mistrzowsko opanować snucie opowieści." 
Richard Scott Baker
 

Ciekawostki:
  • Podczas choroby truflowej Candy zamieniła się w zwykłego, zielonego konia.
  • Można się wkupić w jej łaski mjodkiem. Candy lubi mjodek.
  • Tak, Puszka jest niepełnosprytna umysłowo, ale zapewniam - nie gryzie i można się z nią całkiem dobrze bawić.   

Kronika Puszkina
🠓





_____________
Discord - atramis
Zapraszam do wątków :D




35 komentarzy:

  1. Nadchodzi taki moment w życiu każdego (no a przynajmniej takiego uważającego siebie za inteligentnego) kamienia, kiedy musi rozważyć bardzo ważne rzeczy. Niektórzy uważają, że odpowiednia polaryzacja kwantowa jest tym czymś najważniejszym w życiu każdego skalniaka. Fru jednak był innego zdania, co często sprawiało, że sprzeczali się o to ze swoim cieniem. Pewnie byłoby tak i teraz, gdyby nie to, że Fru drzemał sobie obecnie w najlepsze w momencie gdy Fru wygrzewał się troszkę na słonku i rozmyślał nad tym czy podstawił dobrą deltę do równania i czy to słońce dopiecze go w taki sposób jakby chciał, a nie taki, jakby nie chciał. Ze względu na cicho chrapiący cień sam kamień zaczynał już powoli przysypiać, prawdopodobnie gdyby go ktoś zapytał to był to jedyny powód czemu nadciągające kopyto nie wyminęło jego osoby. Kopyto to nie dość, że obudziło biednych śpiochów to jeszcze odturlikało ich w stronę najbliższego drzewa, które swym spokojnym i niewzruszonym konarem zatrzymało FruFru i pozwoliło im nie pędzić nigdzie dalej. Skołowany Fru otworzył szybko oczy i gdy tylko połapał się w sytuacji to udając, że nic się nie stało powiedział chwiejnym głosem:
    - Naaa Beeczkeę Diogenessaa... Candy, Ty nicpo... - urwał po czym stwierdził, że nie wie czy ma sens kończenie bo w szalonych oczach klaczy współczucie to ostanie co można odnaleźć... a na pewno on by się bał je odnaleźć - Witaj Towarzyszko Puszkinoff - poprawił się szybko Fru i zrobić coś co można by nazwać otrzepaniem się z kurzu, gdyby miał rączki, które by to zrobiły. Cień Fru powtórzył czynność chwilkę po nim. -nic nam nie jest. Miło Cię widzieć w tym pięknym dniu. To w taki dzień jak dziś pewien kamień krzyknął kiedyś "eufrueaka!" co później zostało zamienione na "eureka!" dla łatwości wymowy, wiedziałaś o tym?
    - Odnosisz wrażenie, że okolica jest zbyt leniwa? - Fru rozejrzał się w jedną stronę, a Fru wtórował mu w drugą - No nie wiem... Jak to mawiają lepiej nie wywoływać wilka z lasu, co jeśli zaczniemy patrol i znajdziemy las w środku wilka? Wolałbym nie odwracać tego przysłowia... - dodał trochę bojaźliwie - Zresztą delta sama się nie policzy, a mam przed sobą jeszcze całek na cały dzień!


    OdpowiedzUsuń
  2. FruFru z każdymi kolejnymi słowami klaczy coraz bardziej wątpili, że uda im się wywinąć z tej "zabawy". Teraz już raczej było to nie uniknione, zwłaszcza po tak czarującym uśmiechu, jakim zostali obdarowani.
    - Ale to wcale nie miało być imię dla skalniaczki... aaa... nieważne, mniejsza z tym... - powiedział zrezygnowany Fru.
    - Ja chyba wiem co wisi w powietrzu i Ci się nie podoba, droga przyjaciółko. Od bardzo dawna nie widzieliśmy z Fru żadnych dinozaurów. Ja Ci to mówię, im jak nic coś się stało. W powietrzu nadal wisi ta przeklęca zupa z pism Konfucjusza w dodatku. Mówiłem Fru, że zupy polegają na trochę innych rzeczach i że nic z tego nie wyjdzie, ale on się uparł... - tu widać było pełne oburzenia migi biednego cienia - Ja rozumiem, że można nie lubić Konfucjusza, Fru, ale jakbyś się czuł gdyby ktoś zjadał Twoje "wielkie" odkrycia? - chwila migów sugerujących, że Fru to głodnego by nakarmił odpowiedzi od Fru - O, no w sumie to całkiem słuszna uwaga... ale zaraz... przecież Ty nigdy nie jesteś głodny, nie potrzebujesz jedzenia bo jesteś cieniem. No i w dodatku wydaje mi się, że to jest trochę nie w porządku... Wrócimy do tego później, teraz zajmujemy się naszą drogą towarzyszką - kończąc te słowa oboje przenieśli swój wzrok na słuchające ich Can - Wybacz, sama wiesz jak to czasem bywa w takich sytuacjach.
    FruFru widząc pochylającą się klacz wdrapali się na jej grzbiet i mocno chwycili się grzywy, nie chcieli tym razem spaść.
    -Ależ z przyjemnością nauczymy Cię liczyć, to nie jest trudne. Znasz już jakieś cyferki? No i gdzie w takim razie zaczniemy patrol? - Dokończył z westchnieniem Fru - No i czy chcemy znaleźć coś konkretnego? Cóż to za patrol jeśli nie będziemy szukać Nietzchego.
    Kamienny cień zaczął mocniej szarpać i wskazywać w stronę pagórków, sugerując odnalezienie tam czegoś. Zgubionej różniczki, sandała, a może czegoś zupełnie innego. Ciężko dokładnie odczytać migi Fru, zwłaszcza, że nie ma on kończyn. Fru westchnął tylko i powiedział:
    - Czuję w kościach, że to będzie niezapomniana wyprawa, przyjaciele.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fru nie uważał siebie za głupiego kamienia. Znał największych filozofów, umiał odróżnić biały śnieg od żółtego i wiedział, w których wodospadach lepiej się nie taplać. Miał jednak pewne problemy z poczuciem czasu. Był kamieniem, a mają one to do siebie, że żyją długo. Pomaga to bardzo w tym by dni i sekundy zaczynały się czasem ze sobą zlewać. Fru, zbyt dumny by przyznać, że czegoś mógł nie wiedzieć nie dałby tego po sobie poznać, co sprawiło, że wieść o braku dinozaurów poruszyła go... i to dość mocno. Stoicki i spokojny do tej pory kamień wzdrygnął się i wiedział już, że w dzisiejszej misji on też ma cel.
    -Co?! Nie ma dinozaurów?! - Wypowiedział w końcu po chwili przerażonej ciszy, tłumionym chwilę później przez czyjś piękny śmiech - Geolodzy! To na pewno oni! Zabrali się za całą rasę jak spałem! Candy, musimy odnaleźć jeszcze żyjąc dinozaury i pomóc przetrwać gatunkowi, przecież to nie dopuszczalne by coś takiego było dopuszczalnie możliwe! - zaczął słowotokować przerażony Fru. Za to jego cień, Fru, który ma odrobinę lepsze poczucie czasu i zdrowego rozsądku zaczął w tym momencie pokazywać coś, gestykulować i sugerując.
    - Co? Udać się w stronę Smoczego Oka? Tam widzieliśmy niedawno dinozaura? - powiedział cicho w stronę swego cienia, po czym zaczął głośniej - Przykro mi droga przyjaciółko, ale obawiam się, że musimy zrezygnować ze "wspaniałego" planu wdrapania się na górkę - jak na pewno pamiętasz mamy z Fru lęk wysokości - w zamian sugerowałbym zaczęcie od Smoczego Oka. Pomyśl o tym, że zamiast szukać zagrożeń... Możemy uratować cały gatunek i na zawsze wsławić nasze imiona! Na pewno będziemy mogli wtedy pozyskać dużo mjodku, oj dużo.
    - Kamienna dedukcja, Candy! To bardzo dobre skojarzenie! Konfucjusz wymyślił ocet i dlatego nikt go nie lubi. Wymyślił też konfuzję i od tamtego czasu stworzeniom zdarza się czasem coś nierozgarniać. On jest taką łyżką dziegciu w słoiku mjotku.
    -Przecież nam nic nie przychodzi z trudem - spojrzał kamień po swoich krągłościach i wymienił spojrzenie z cieniem - Przecież radzimy sobie... No z wszystkim...
    Tym razem to Fru zaśmiał się uroczo.
    -Nie, towarzyszko. Cyferki są to utożsamienia wartości liczbowych. Bardzo dawno temu, pewne ugrupowanie mądrych kamieni - zwanych Arabscy - wymyśliło cyferki jako abstrakcyjne pojęcie umożliwiające oddanie wartości ilości. Dzięki temu możesz stwerdzić ile mjodku brakuje Ci do szczęścia, ilu masz przyjaciół, ile masz kopyt albo ile razy musimy jeszcze mijać to drzewo po lewej... Czy my się przypadkiem nie zgubiliśmy? - Powiedział zakonsternowany Fru. Cóż, nie ruszał się zbyt często ze swojego legowiska, a na czym jak na czym, ale na drzewach to on się znał bardzo słabo...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wędrówka po nieznanym terenie mocno zafascynowana lisicę różnorodnością flory i fauny. Biegała i skakała po zwalonych pniach niemal wąchając każdy napotkany kwiat chcąc zapamiętać ściółkę lasu. W oddali zobaczyła nagle małą wiewiórkę. Przyczaiła się z szeroko otwartymi oczami strzygąc ucha i już szykowała się do pogoni za małą zwierzyną, gdy usłyszała stukot kopyt. Poderwała się gwałtownie, siadając na zadku i odwróciła się w tamtym kierunku. Przechyliła łebek na prawo, a jedno ucho zabawnie oklapło.
    - Dzień dobry.. Koniku! - odkrzyknęła zastanawiając się przez chwilę co tu robi koń. Dopiero po chwili dotarło do niej, że znalazła się na terenie jakiegoś stada. Westchnęła w duchu, lecz nadal uśmiechała się w stronę towarzysza.
    - Czy zrobiłam coś złego? - zapytała w końcu opuszczając czarno-szary łeb w dół gotowa na odejście z terenu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uśmiechnęła się słyszeć odpowiedź i zamachała zadowolona puchatym ogonem. - Nie przepraszaj to przecież twoje tereny. - Dodała wzruszając ramionami. Była dość zaskoczona postawą konia, lecz z drugiej strony wydawał się przyjazny. - Silver, nazywam się Silver i bardzo mi miło. - Podniosła się i ugięła lekko przednie łapy. - Bardzo się cieszę, że znalazłam się na tych terenach. - Czy dużo was tutaj jest? Bardzo bym chciała w końcu znaleźć towarzystwo..

    Silver

    OdpowiedzUsuń
  6. Wysłuchała całej wypowiedzi klaczy machając wesoło ogonem i przechylając łeb z zainteresowaniem. Jej duże uszy sterczały nasłuchując i poruszały się co jakiś czas. - Jej, dużo was tutaj! Chciałabym poznać wszystkich, mam nadzieję, że kiedyś będzie to możliwe. - Uśmiechnęła się wesoło, a jej ogon zwiększył obroty zamieniając się w mały wiatraczek. - Bardzo chętnie, chcę zwiedzić cały teren! Może przeżyjemy jakąś niesamowitą przygodę! - Niemal okrzyknęła to zdanie, tak była zachwycona tym, że w końcu nie będzie sama. Podskoczyła lekko lądując miękko na ziemi. - Nie ma na co czekać, ruszajmy!

    OdpowiedzUsuń
  7. Zadowolona, że Candy chce pokazać jej wszystko od zaraz wprawiło ja w jeszcze większy entuzjazm. Niemal skakała przed klaczą chcąc zobaczyć wszystko jak najszybciej. Oczywiście była czujna i słuchała wszystkiego uważnie. - Ojej, jezioro. - Zawołała wesoło, lecz nieco jej radość oklapła słysząc pytanie. - Prawdę mówiąc nie wiem. Nie mam pojęcia skąd pochodzę. Pewnego dnia po prostu się obudziłam i nic nie pamiętałam. - Spojrzała na Candy, lecz zaraz się uśmiechnęła. - Dlatego tak się cieszę, że znalazłam to stado! Samotność jest do bani..

    |Silver

    OdpowiedzUsuń
  8. Ruda była za to w wyśmienitym humorze. W końcu udało im się wygrać z zdradzieckimi i niebezpiecznymi truflami i jakoś tak nie pomyślała nawet o tym, żeby coś mogłoby być nie tak i żeby szukać problemów tam, gdzie ich nie ma.
    Niestety Puszkin pomyślała o takiej ewentualności, co zaowocowało niemałym problemem...
    Scycia odkrzyknęła powitanie, kiedy tylko do jej obłych uszu dobiegł głos Candy. Uśmiechnęła się serdecznie widząc przyjaciółkę i czym prędzej podbiegła w jej stronę.
    Niestety po kilku krokach przystanęła i badawczo przyjrzała się Siwej. Przekręciła swój rudy łeb i zrobiła bardzo zamyśloną minę, która zaraz i tak miała jej zrzednąć.
    - Na gałęzie Stefana... Puszkinie! Jak ty to zrobiłaś? - Scycia skrzywiła się mocno i na jej pysku pojawił się wyraz współczucia. Jako że w starym HoFS Scycia była głównym Grejsem... to znaczy medykiem, na całe szczęście wiedziała, co trzeba robić.
    - Nie ruszaj się! Obejrzę tę ranę. - zarządziła i starając się nie wywoływać większej paniki, ostrożnie obejrzała zranione miejsce.
    - Na szczęście gałąź nie wbiła się mocno. Nie przerwała też raczej ważnych arterii... Poszukam niebieskiego kwiatu z kolcami, który łagodzi ból i zaraz wracam. - powiedziała i rozejrzała się dookoła, jakby zastanawiając się, gdzie znajdzie odpowiedni kwiat. - Nie ruszaj się, zaraz wrócę. - posłała jej jeszcze pokrzepiający uśmiech i czym prędzej czmychnęła w las.

    / Scycia

    OdpowiedzUsuń
  9. Podróż z klaczą była bardzo przyjemna i Silver zapomniała, że poznała Candy dopiero przed chwilą. Uśmiechnęła się do niej. - Masz rację! Cieszę się, że nie wędruję już samotnie tylko mogę gdzieś przynależeć. - Zaśmiała się, a gdy podeszli do sosny zatrzymała się gwałtownie. Usiadła na zadku i uniosła wysoko głowę, by zobaczyć czubek drzewa. - Jej, duże to drzewo.. - powiedziała i podbiegła do niego, zrobiła kółko wokół jego pnia i oparła łapki o kore. -Cześć Stefan! Fajnie, że mnie tutaj przyciągnąłeś. Bardzo Ci dziękuję. - Krzyknęła do drzewa i odbiegła od niego podchodząc z powrotem do Candy. - Niesamowite. Wszystko jest tutaj takie wspaniałe! Stefan, tereny, polana, Ty.. - Zaśmiała się wyprzedzając trochę klacz, by skoczyć z zadowoleniem na zwalony pień jakiegoś drzewa. - Bardzo mi się tutaj podoba!

    Silver

    OdpowiedzUsuń
  10. Być może w swoim życiu widzieliście wiele kamieni. Otoczaki, kwadraciaki, cegły albo i nawet takie bardziej trójkątne. Jak wiadomo nie każdy z nich może się toczyć, a już na pewno nie każdy z nich może mieć swój cień, z którym utrzymuje związłą relację na poziomie intelektualnym. Tak właśnie pewien taki kamieni - oraz drugi, jego cień rozpoczęli dzień jak codzień - od porcji porządnego toczenia się. Tak się właśnie toczyli i toczyli gdy (w zasadzie tylko Fru się toczył, Fru mimiczył, ale to tak dla zasadności) gdy coś przeszło przez myśl pewnego kamienia. W zasadzie skoro on jest tak stary i znów w zasadzie skoro stoczył się on już z tak wielu miejsc to ponownie w zasadzie jak to jest, że on nigdy nie widział żadnego dinozaura? Myślał tak, dumał i dyrdał w środku siebie kiedy doszedł do wniosku, że musi to być wina tego, że one to się kryją i to na pewno tego kwestia. Skoro się kryją to znaczy, że można je odnaleźć. Skoro można je odnaleźć to można je spotkać. Skoro można je spotkać to można je skatalizogować czy jak się na to mówi. No… a skoro to wszystko jest możliwe to wystarzczy tylko takiego dinozora odnaleźć! No i FruFru znali tylko jedną osobę, która może pomóc im w takim poszukiwaniu… Szpiega tak dobrego, że wystarczy wąs by całego go schować! Dlatego też, Fru po szybkiej konsultacji z tym drugim zmienił kierunek swojego turliknięcie i tak o to czmychnął w stronę pewnej klaczy by czym prędzej opowiedzieć jej o ich kolejnej Wielkiej Misji...
    No i Fru się tak toczył i turlikał… aż się w końcu doturlikał. Wpadł prosto w czyjeś kopyta, oczywiście zupełnym przypadkiem.
    -PUUSZKIIN! - Zakrzyknął od razu dopiero po chwili widząc, że to faktycznie siwa klacz w tym miejscu skubie trawę - mamy misję, musimy uratować ostatniego dinozora! - rzucił szybko, stwierdzając przy okazji, że coś tak nudnego jak katalizogowanie może być zbyt nudne dla narwanego konia.
    - O nic nie pytaj, wsiadaj i musimy czym prędzej ruszać! - dodał po chwili

    OdpowiedzUsuń
  11. Przez kamienna twarz Fru przeszedł najpierw grymas konsternacji, a później lekkiego ubawienia. Sam zapomniał o tureckim, przecież to młody język.
    -Nie moja druga przyjaciółko, chodziło raczej o di-nozory to z pradawnego języka turlów, na którym turkowie częściowo się wzorowali. Nie chodzi o odnalezienie wielkiego trudu lecz jakichś wymarłych ras. Di wywodzi sie od tego, że już się nie turlają, a nozory od tego, że wachaja conajwyzej od spodu języka. Jeśli wierzyć tłumaczeniom. - powiedział dumny siebie kamień, a jego cień w tym czasie przybrał profesorską pozę.
    -Nie jestem jeszcze pewien gdzie szukamy, Ale pamiętam, że gdy bardzo długo spałem to doszła w moje słuchy pewna pieśń, która w wolnym tłumaczeniu oznacza "zabralimy Hobbitiony do Ajsengłazu", co oczywiście oznacza pewną rasę dinozorów, a ajsengłaz to dawna nazwa pewnej niedalekiej jaskini. Tam na pewno będziemy mogli ich znaleźć! Musimy tylko znaleźć jakiś sposób by oświetlić mroki jaskini... Masz jakiś sposób? - Mówił Fru ciągle się tuelajac, by utrzymać tępo coraz szybciej przemieszczjacej się klaczy. Coraz więcej emocji wisiało w powietrzu, a las coraz szybciej znikał między nimi. Gdyby tylko choć jedno z nich patrzyło na drogę...

    OdpowiedzUsuń
  12. Fru nie miał pojęcia o czym myślała klacz, lecz mimo to, w momencie gdy pomyślała o szyi przebijanej grotem strzały, Sam bezwiednie ucieszył się, że takiej nie posiada. Szyi w sensie, nie strzały.
    -Dobrze, że przypominasz o Ajsengłazie. - Rzucił tocząc się Fru- Bo muszę Ci przyznać, że wśród tych wszystkich świerków to ja nie mogę znaleźć drogi...
    -Mjodek?! Tylko jedno Ci w głowie... Następnym razem nie wyruszamy w drogę póki nie zjesz śniadania bo jedyne o czym później myślisz to o własnym żołądku - powiedział oburzony Fru. Przed dalszym niezadowoleniem powstrzymał go Fru i jeszcze raz wyjaśnił dlaczego to jednak może być dobry pomysł. - No w rzeczy samej, w takim wypadku możecie mieć rację. Dobrze więc. Candy, wydaje mi się, że masz lepszy nos niż ja, prowadź nas do najbliższego mjodku! I dlaczego tu jest tyle świerków?
    Biedni towarzysze nie mogli się spodziewać, że nie patrząc gdzie mkną mogą przypadkiem wybrnąć w niewłaściwe miejsca... Tym straszniej, jeśli to czyjś ogród pełen świerków. Zwłaszcza, jeśli te świerki wydają się przemieszczać w formacji okręgu...
    - Caan? Czy powinniśmy zacząć bać się o nasze trąbki?

    OdpowiedzUsuń

  13. Na stwierdzenie Can, że to już na pewno za tamtym świerkiem otoczak przewrócił oczami, zważywszy na ilość tego rodzaju rośliny wokół nich. Westchnął tylko w odpowiedzi i krzywopatrzył kiedy klacz zaczyna węszyć. Widząc jednak jak wiele radości jej to sprawia i jak fascynującym wydaję się to doznanie coś w nim pękło.

    -Scycia nauczyła Cię tej techniki? Jak wiele nowych rzeczy możesz dzięki temu poczuć? Czy mój cień ma zapach? Zawsze mnie to zastanawiało… - Nie czekał jednak na odpowiedź ponieważ stwierdził, że teoria to dla niego za mało. On potrzebuje doświadczyć . Dlatego wziął głęboki oddech, przychylił swoją twarznią część do ziemi i jako, że nie miał ogona, którym mógłby strzelić niczym biczem to podrzucił swoją zadnią część do góry (oczywiście przednia część podskczyła także) i… wylądował twarzą w ziemi.
    -Afff… - wydał odgłos poczy przeturlał się do normalnej pozycji - W moim przypadku to chyba nie zadziała… - Powiedział po czym ruszył dalej za klaczą.

    Gdyby tylko Fru umiał robić się czerwony zapewne wyglądałby bardziej jak burak niż jak kamień w chwili gdy pouczała go jego droga przyjaciółka.

    -Że co?! Wypraszam sobie! Moje słownictwo jest przecież perfekcyjne i adekwatne… - Zaczął jednak niewzruszona towarzyszka dodała szeptem to co było w tej chwili bardziej istotne. Uświadomiło go to też w tym, że to nie jest jego potulna jaskinia, już dawno nie. Już prawie nie są też na terenach polanki. Są w znacznie inniejszym miejscu. Obcym. Złym. Strasznym. Pełnym kropek, które mogą skończyć Twoje zdanie zanim tego zechcesz. Teraz zobaczył to co Can musiała zauważyć znacznie wcześniej… To nie były zwykłe świerki… Oj gorzej… To… Poeci! Co gorsza tragikokomicy sądząc po piórach i maskach! A było w życiu Fru coś zaczym nie przepadał równie mocno co za brukselką… I właśnie z tym musiał się właśnie mierzyć. Wiedział już, że właśnie to jest definicja wojny totalnej.

    - Przejścia szukamy, drogi nie znamy,

    w fatum wierzymy, celem władamy.
    - powiedział w stronę otaczającej ich gwardii Fru. Wiedział, że w tej sytuacji mogą posługiwać się tylko metaforami, rymami, haiku lub uciekać. Choć tego ostatniego niestety zostali już pozbawieni… - Can, powiedz mi proszę, że jesteś mistrzem poezji -wyszeptał- bo jeśli nie to może być z nami bardzo krucho…

    Mhrmmm - zaśmiał się jeden ze świerków ze spiczastymi, zielonymi uszami. - Dwóch zawsze ich jest. Nie mniej, nie więcej. Wycieczka w nieznane tak zaczyna się. Dwójka przyjaciół na poszukiwaniach. Jakie motywy ich są? Kordon powstały nie łatwy do rozwiązania. Dajcie nam powód, zastanowienie oddamy. Tihihi.

    Po tych ostatnich słowach świerk skinął w ich stronę, a niebo poszyte chmurami w kształcie świerków przyszła błyskawica, która uderzyła wprost między towarzyszy przygody i dziwny krąg.

    OdpowiedzUsuń

  14. Na te wieści spierzchły by się brwi na czole Fru gdyby tylko je miał.
    - Czyli nie pamiętasz kto Cię tego nauczył? Szkoda, może kiedyś sobie przypomnisz to chętnie się dowiem - dodał ostatkiem Fru.
    Gdy nieboskłon został przeszyty błyskawicą przez “głowę” Fru przemknęła myśl, że może fajniej byłoby być fulgurytem niż otoczakiem. Myśl ta jednak była równie przelotna co grzmot, który towarzyszył uderzeniu. Gdy kamień usłyszał kwiknięcie przez chwilę zapomniał o powadze sytuacji i chciał zaśmiać się jaka to z Puszkina świnka, jednak jego cień nie pozwolił mu na to, przypominając o tym, że to przecież poeci ich atakują. Po-e-ci, zdawał się wskazywać cień.

    - Jak to nie jesteś dobrym poetą? Myślałem, że jako szpieg umiesz wygadać się z każdej sytuacji…- wypowiadając to dało się wyczuć narastające napięcie także i w towarzyszu klaczy. Na całe szczęście nie zupełnie nie do końca podjęła ona w tym momencie temat w ogóle nie wydając się brzmieć jak niezupełne medium ponoć gaszące pożary. Cień Fru po pierwszych wersach miał ochotę zacząć bić brawo, jednak on jak mało kto wiedział jak groźne mogą być świerki, którym coś się nie podoba. W końcu kiedyś wygrzewał się w cieniu pewnego świerku, a drzewo później upadło. To przecież musiał być zamach. Kiedy klacz skończyła mówić świerki niepewnie zaczęły się wiercić i rozmawiać między sobą.

    TO słowo? powiedział jednen.
    TO słowo??? wtórował drugi.
    Myślałem, że to orzeszki…
    Ja myślałem, że to pisiont
    Byłem pewien, że chodzi o 42…

    Zamilknąć czas nadszedł zaczął uspokajać ten o spiczastych uszach, większość świerków zamilkła od razu, niektóre po chwili. Części z nich pochowała gałązki po dziuplach, zostawiając trochę więcej przestrzeni pomiędzy nimi. Rozumiem podróży cel. Hmhihihi. Żeby słowo to poznać test zdać musicie. Jeśli pomyślnym test będzie - drogę wam wskażemy. Jeśli zaś oblejecie - igłami was zalejemy.

    Fru oraz Fru spojrzeli najpierw na siebie, a później na skuloną klacz, która zaraz mogła albo wpaść w szał albo zacząć płakać albo zacząć ssać swoje kopytko. Ciężko było określić, choć pewnym było, że zdanie tego testu leży na ich barka… Głowa… No na nich.

    - Dobrze, jesteśmy gotowi. - powiedział głośno i przepełniając pewnością siebie swój głos Fru.


    Pytanie to łatwym nie jest, na zastanowienie czasu jednak nie macie. Trzydzieści sekund mija i igieł z was już nie wygnacie. Hmhihi. Ile orzeszków lub naczosów Dodo do szczęścia potrzebuje?


    Faktycznie pytanie nie było łatwe. Fru zamarł przez chwilę. Cień jego zaczął wykonywać bardzo skomplikowane obliczenia, Fru mu wtórował. Nie było jednak na to czasu. Ich obliczenia w najlepszym wypadku zajmą 34 sekundy. Co robić… Co robić… pomyślał Fru kiedy zobaczył, że wciąż skulona i przestraszona klacz zaczęła coś bazgrać po ziemi kopytkiem… Fru szybko zrozumiał co ma na myśli i krzyknął gdy odliczanie wybiło 27. sekundę

    - To PISIONT!
    Przez chwilę zamarła zupełna cisza. Jednak po chwili przez korę świerka-alfy przeszedł uśmiech. Bravo! Odpowiedź na zagadkę poprawną jest. Udać się w kierunku tamtym musicie tu świerk wskazał gałązką ścieżkę, którą powinni podążyć przyjaciele Ze sobą jednak coś zabrać musicie. Opiekujcie mądrze tym się. Świerk zostawił im tylko coś, co przypominało trochę coś jakby doniczkę i wraz z pozostałymi świerkami zaczął zanikać w powietrzu - tak jak znikąd wcześniej się pojawili.

    OdpowiedzUsuń

  15. Gdyby Fru umiał się pocić to za pewne w tej chwili tonąłby we własnym pocie. Na całe szczęście kamienie nie mają gruczołów potowych, więc otoczak nie musiał się martwić, że tego dnia braknie mu powietrza z powodu zbyt wielkiej ilości wody go otaczającej.
    - Przyznam szczerze, że nie przypuszczałem, że ta odpowiedź będzie poprawna - Powiedział zdumiony Fru - Dobrze, że mi podpowiedziałaś. To co, ruszamy teraz w stronę mjodku?
    Cień Fru zbliżył się do doniczki i również zaciągnął się zapachem. Był lekko kuperkowo-koperkowo-orzeszkowy. Gdzie kończyła się słodycz zapachu to zaczynała się słoność orzeszków.

    - A gdzie jest ten Back End, Can? Jeśli gdzieś daleko to możemy to zrobić gdy znajdziemy dinozory, ale jeśli jest po drodze to możemy wstąpić na chwilę. Lubię uczyć się nowych rzeczy, zwłaszcza jeśli ma w sobie trochę spokoju gromawia. Zwłaszcza takiego dla profesorów. Nie wiem czy wiesz, ale razem z Fru jesteśmy takimi trochę proferami. To jak? W którą teraz stronę?

    OdpowiedzUsuń
  16. - Skoro już o kopytach mowa to Can, musze Ci chyba coś powiedzieć… Zrobił mi się odcisk. Nie mogę dłużej się turlikać bo zostanę pieczątką… Nie chce wszędzie gdzie na chwilę przycupnę zostawiać swojego śladu, przecież ja nie mam tuszu! - Powiedział przerażony Fru.

    Jakby tego było mało to naszym głuptasm towarzyszyły kolejne kłopoty… Piękna pogoda na ich oczach przeradzała się w pochmurną i grymaśną. Delikatny wiatr wzmagał się, a z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Obok nich na prędce zaczęły przelatywać pszdżoły by ratować swój mjodek oraz by bezpiecznie schronić się w swoim ulu.

    - Musimy czymprędzej za nimi ruszyć Can! Jak powiemy, że ruszamy z misją dyplomatyczną to może będziemy mogli się skryć i ochronić badylka przed tą straszną pogodą!

    Kiedy dotarli wystarczająco blisko polanki ulowej zdecydowali, że jako, ie ani Fru ani Can nie byli najlepszymi dyplomatami, zwłaszcza gdy w grę wchodzi mjodek wysłali więc najbardziej odpowiedzialną osobę by zajęła się możliwością azylu w ulu, czyli cień Fru. Był on w końcu urodzonym mówcą. Dlatego oszczędnie dobierał słowa, które wyrażał.

    - W tym czasie gdy Fru zajmie pertrakcjami my droga Puszko musimy zapewnić schronienie nam i przede wszystkim maleństwu. Znajdźmy jakiś daszek, trochę suchego drewna i rozpalimy drobne ognisko byśmy mogli przeczekać trochę. - Na zakończenie tych słów pogoda przypomniała im jak bardzo muszą się spieszyć, wzmagający się wiatr prawie przewrócił Fru na bok, na całe szczęście złapał się wystającego korzenia. Wiatr jednak odsłonił coś innego… Był tam list, który wyglądał jak wezwanie pomocy, choć Fru nie był tego taki pewien. W końcu nie umiał przecież czytać.

    - Caaan? Co to jest?

    List był pełen piasku, zawierał namalowany wizerunek dziwnego kościeja i obok leżała w połowie opróżniona butelka, która miała dziwnie ostry zapach.

    - Biorąc pod uwagę tą ilość kości to mam nadzieję, że nie jest to dinozor, którego szukamy. Takiego wolałbym nie spotkać, jest brzydki.

    OdpowiedzUsuń
  17. W życiu każdego filozofa pojawia się prędzej czy później ten problem. Dzień, w którym nie jest w stanie znaleźć pytania, na które nie miałby odpowiedzi. Fru nigdy nie przypuszczał, że spotka go to w tak młodym wieku. O czym by nie pomyślał, zaraz miał odpowiedź. Wiedział jaka jest ulubiona litera pirata, jaka jest odpowiedź na pytanie o życie, wszechświat i całą resztę oraz dlaczego nigdy nie widział słonia kryjącego się na drzewie. Rozgoryczenie jakie czuł mogło oznaczań tylko jedno - jesień. To okres, kiedy filozof ma tylko kilka możliwości: zostać nihilistą, porzucić filozofię lub znaleźć inne rozwiązanie. W takim wypadku pozostała tylko jedna opcja.

    - Fru, czy mógłbyś proszę poszukać kilku patyków? Myślę, że w takie dni jak dziś nie pozostaje nam nic innego jak policzyć na podstawie ułożenia gwiazd ile zostało dni do wiosny.

    Fru bezgłośnie niczym cień zasalutował i ruszył na poszukiwania. W tym samym czasie Fru rozpoczął zadumę jakich wzorów mógłby użyć by obliczenia były najciekawsze i najdokładniejsze. Ze względu na to jak bardzo pochłonął go świat liczb, nie był on wstanie zauważyć a tymbardziej zareagować na rodziawioną paszczę mglistej klaczy, która niechybnie zbliżała się do biednego kamyczka. Dopiero gdy z głośnym trzaskiem znalazł się wewnątrz jamy ustnej Candy, Fru zwrócił uwagę na to, że coś jest nie tak. Kamieniak obrócił się by zbadać lepiej sytuację. Jego wzrok zaczął przyzwyczajać się do nikłej ilości światła i zauważył delikatnie zakrzywioną jaskinię prawie równie dużą co on sam.
    - Ciekawe co tam jest… - Zamruczał do siebie szczęśliwy, że w końcu znalazł pytanie bez odpowiedzi i potoczył się w głąb przełyku klaczy...

    W tym samym czasie, w zewnętrznym świecie Fru wrócił z dwoma gałązkami znajdując koński pysk w miejscu, gdzie wcześniej był jego przyjaciel. Niewiele myśląc, nie przejął się tym zbyt wiele, zamigał tylko do Candy czy nie wie może gdzie jest Fru.

    OdpowiedzUsuń
  18. Wraz z wtaczaniem się w odmęty układu pokarmowego klaczy, Fru uświadomił sobie, że coś ewidentnie było nie tak. Ta jaskinia to nie była byle grota - to był labirynt.

    - Może w końcu znalazłem ścieżkę prowadzącą do jądra ziemi? Jeszcze im udowodnię, że jest okrągła! - Powiedział do siebie skalniak, coraz bardziej zafascynowany swoją obecnę sytuacją.

    W tym samym czasie, na zewnątrz Fru wciąż analizował sytuację, jeszcze do niego nie dotarło, że to początek klęski. Zamiast tego zagestykulował do Candy, że nie mieli żadnych pączków, ale jeśli jakieś znajdzie to chętnie się podzieli. Zwłaszcza, że dla niego są trochę za słodkie.

    Mały cień spojrzał na patyki, które przyniósł i zamrygał do klaczy czy nie zechciałaby może pomóc mu szukać Fru. Zwłaszcza, że miał trochę markotny humor i dziś łatwiej niż zwykle może się gdzieś zgubić. Kiedy skończył gestykulować, brzucha Candy usłyszeć można było głośne plusk.

    /FruFru

    OdpowiedzUsuń
  19. Fru powoli zaczynał łączyć fakty, jednak, jako, iż był cieniem to ciężko by go olśniło. Zamiast tego wciąz podążył nieśmiało za klaczą, rozglądając się po okolicznych kątach. Zagestykulował tylko, że wydaje mu się, że Fru nie ma żadnych pączków, szybko jednak zrozumiał, iż tłumaczenie tego może mijać się z celem. Łatwiej już może być znaleźć jakieś pączki. Zamigał więc do Candy, że nieopodal jest drzewo pączkowe, spod którego zebrał patyki, które trzyma przy sobie. Przy okazji dodał, że patyki były potrzebne Fru do obliczenia kiedy miną ciężkie dni.

    Tymaczasem Fru zaczcął orientować się, że coś jest nie tak. Ewidentnie miejsce w którym się znajdował, nie przypominała miejsca, w którym powinien się znajdować. Organoleptyczne doświadczenie okolicy mogło zaczęło mu nasuwać pewien wniosek - został zjedzony przez geologa. Przerażony kamień wydał krótki, przerażony pisk oraz zaczął turlać się i kręcić w żołądku Candy.

    /Fru

    OdpowiedzUsuń
  20. - Patyki drzewa pączkowego? Co one tu robią? - powiedział do siebie Fru widząc ‘przesyłkę’. Nie analizował jednak ich zbyt wiele bo zrozumiał, że to jego szansa. To co następnie miało miejsce nadało by się na nie jeden film z bardzo przypakowanym mężczyzną w roli głównej - skalniak w ciągu jednej piosenki przewiązał sobie tasiemkę nad oczami, zrobił krzywe, dumne i bardzo męskie spojrzenie oraz używając patyków niczym czekanów zaczął wspinać się wzdłuż przełyku biednej klaczy.
    - Następnym razem zrobię mapę - zazgrzytał jeszcze do siebie.

    Fru ze zdziwieniem obserwował znikanie jego małych gałązek w paszczy Candy. No mógł zrobić, nic nie zrobił. Poprowadził tylko w stronę drzewa. Kiedy dotarli na miejsce, okazało się, że na drzewie faktycznie zostało jeszcze kilka pączków, ale są bardzo wysoko i wydają się być nie dojrzałe. Widząc to, mały cień zaczął gestykulować w stronę konia czy chce w takim wypadku chce poszukać innego zasobu cukru.

    OdpowiedzUsuń
  21. Całe szczęście Fru był idealnie wykwalifikowany by pomóc klaczy. W końcu kiedyś znał kogoś, kto znał odpowiednią osobę, znającą tą osobę, której cień kiedyś spotkał się z cieniem kogoś mieszkającego z lekarzem. Nie w pełni przeźroczysty maluch zagestykulował przerażonej przyjaciółce by położyła się i otworzyła szeroko paszczę, a on się wszystkim zajmie. Nie miał pewności czy Candy go “usłyszała”, ale skoro się położyła, to przytaszczył dwie gałązki by mu pomogły. Potarł je bardzo szybko o siebie, rozpalając drobny płomyk (na tyle drobny mu nie zaszkodził) i zajrzał w gardziel przyjaciółki. Oczywiście nie wiedział czego szuka ani po co tam zagląda, ale przez chwilę zobaczył tam przemieszczający się ciemny owal…

    Otoczak był już pewnie w połowie drogi kiedy Candy się położyła. Skorzystał z tej okazji z przyjemnością, bo może i nie lubił geologów, ale był pacyfistą. Lepsza pozycja klaczy pozwoliła mu przetoczyć się trochę zamiast wspinać. Zrobił kilka przypadkowych okrążeń w labiryncie jakim był przełyk klaczy kiedy zobaczył światełko.
    - O nie, nie dam się na to nabrać! Przecież wiem, że u geologów to nie jest takie proste - powiedział cicho do siebie po czym ominął swoją drogę ucieczki i ruszył w stronę głowy Puszkina…

    Tymczasem na zewnątrz, cień podzielił się z przyjaciółką swoim odkryciem, sugerując, że to może nie być uczulenie, lecz… coś innego, ponieważ widział ruch czegoś co mogło być żywym stworzeniem. Następnie nieśmiało zapytał jak wygląda ciąża u koni.

    /Fru

    OdpowiedzUsuń
  22. Smoliście czarny basior słysząc wyjątkowo ciepły ton głosy uniósł zad z ziemi, widząc pierwsze promienie wschodzącego słońca domyślił się iż jego czujka nocna dobiegła właśnie końca. Skierował czarną kufę w stronę nadchodzącej postaci po czym pochylił się ku ziemi witając Klacz z należytym szacunkiem. -Owszem poranek niezwykły. Zwłaszcza kiedy gości nad tak okazałymi terenami. -Samiec machnął subtelnie ogonem nabierając powietrze w płuca by raz jeszcze przemówić. -Szczerze mówiąc zaskoczyła mnie Pani wizyta. -Basior zastrzygł lewym uchem bacznie obserwując stworzenie o nietuzinkowym uroku.

    OdpowiedzUsuń
  23. Unosząc subtelnie kącik pyska w delikatnym uśmiechu odparł -Jeśli chcesz możesz regularnie zajmować mój czas, nie pogardzę towarzystwem.- Koniuszek ogona zakołysał się na boki. -Co sądzę o polanie? Szanowna Candy.- Wyszeptał unosząc łeb by móc godnie spojrzeć na Klacz -Jeśli mogę się tak do Ciebie zwracać oczywiście.. Polanę uwarzam za swój dom i jest mi tutaj bardzo dobrze, od wielu lat nie mogłem tego powiedzieć o innych miejscach..- Odetchnął głęboko. -Tylko proszę nie żałuj pytania, doceniam ciekawość a zarazem szczerość.- Uśmiechnął się ponownie tym razem lekko odsłaniając kły.

    OdpowiedzUsuń
  24. -Nie samo miejsce sprawia, że można nazwać je domem.- Wyszeptał pod nosem spoglądając gdzieś w dal, ogon przestał poruszać się na boki.. -Ja uważam że to osobistości które poznajemy są tym czynnikiem który właśnie sprawia, że chcemy zostać.- Kończąc zapewne nieciekawy monolog spojrzał ponownie na majestatyczną Klacz która podeszła pare kroków bliżej -Mnie przywitaliście bardzo ciepło dlatego poczułem się potrzebny i mile widziany tuż po przybyciu.- Wypowiadając ostatnie zdanie nawet nie zorientował się jak na jego pysku zagościł przyjemny uśmiech -A co do cnoty to myślałem, że nią jest cierpliwość.- Przymknął ślepia śmiejąc się cicho

    OdpowiedzUsuń
  25. - Chyba jestem coraz bliżej wyjścia, czuję przeciąg! - powiedział do siebie Fru, przyzwyczajony, że zazwyczaj mówi do swego cienia - Na zewnątrz chyba panuje zima bo dość intensywny jest ten wiatr, uważaj Fru by Cię nie… ah… no tak…
    Kiedy otoczak się toczył, nieświadomie minął źródło przeciągu i za jednym z wielu zakrętów dotarł w końcu do większego pomieszczenia, do którego wpadało trochę światła z zewnątrz. W tym właśnie momencie klacz podniosła się, a skołowany kamień odbił się pomiędzy ścianami wnętrza głowy przyjaciółki. Chwilę później, gdy sytuacja na zewnątrz się ustabilizowała i Fru miał szansę rozejrzeć się po pomieszczeniu usłyszał wypowiedź klaczy.
    Candy? To Ty? Gdzie jesteś? - krzyknął - Gdzie ja jestem?

    Tymczasem na zewnątrz zadowolony cień nie mógł uwierzyć, że faktycznie tak niewiele wystarczy by komuś pomóc. Zaczął nawet rozważać czy sam nie powinien zostać lekarzem skoro to takie łatwe. Ze względu na swoje przemyślenia oraz tematykę wypowiedzi Puszki, niewiele zrozumiał więc przytaknął tylko nieśmiało i ugasił prowizoryczną pochodnię. Przypomniał też sobie, że chyba mieli się czymś zająć albo odnaleźć kogoś, ale nie mógł sobie przypomnieć kogo. Zapytał tylko towarzyszki czy nie pamięta może co mieli zrobić i czy nie ma ochoty zagrać w reprezentacje umysłowe.



    /Fru

    OdpowiedzUsuń
  26. Scycia oczywiście również miała dokładnie taki sam sen. Sen przygnębiający jak nic innego dotąd. Sen tak intensywny i realistyczny, że ruda obudziła się z łzami w niebieskich ślepiach, które nigdy wcześniej nie widziały tak wielkiego okrucieństwa.

    Ba, jej mózg nawet nie potrafił wyobrazić sobie czegoś równie strasznego.

    Usiadła i jeszcze nie do końca przytomna spojrzała na swoje własne, rdzawe łapy. Zaczęła drżeć na całym ciele. Kilkukrotnie mrugnęła, jakby mają nadzieję, że to pomoże jej w pozbyciu się obrazów, które zobaczyła i właśnie wtedy w jaskini pojawiła się siwa klacz. Wilczyca strzygnęła uchem i spojrzała na Candy.

    - Masz całkowitą rację. - Scycia skinęła łbem i wstała z miejsca. Jej łapy wciąż drżały. - Musimy im pomóc, musimy to zrobić. Dwunogi tym razem przesadziły. - powiedziała pewnie, chociaż miała wrażenie, że zaraz znów sierść dookoła jej oczu będzie mokra.

    Zacisnęła więc mocno kły i z zaciętą miną ruszyła przed siebie.

    Minęła Przyjaciółkę i usiadła na skraju swojej jaskini, spojrzeniem omiatając całą Polankę. Oczywiście, na samym końcu utkwiła wzrok na Stefanie Sośnie i westchnęła głośno, po chwili odwracając się w stronę siwej. - To co? Masz jakiś plan jak możemy zacząć? Dlaczego Stefan pokazał nam to akurat teraz? I czemu nikt inny się tu nie zjawił? - zastanowiła się na głos i otuliła się swym puszystym ogonem, jakby chciała dodać otuchy samej sobie.
    / Scy

    OdpowiedzUsuń
  27. - Wspaniały pomysł! Dziamdziak na pewno będzie wiedział, co powinnyśmy teraz zrobić. Albo przynajmniej od czego zacząć. - Scycia wyraźnie ucieszyła się na propozycję Candy i machnęła wesoło ogonem, a mgła która zaczęła wdzierać się już powoli do jaskini zafalowała pod wpływem jej ruchów.

    Wilczyca skinęła łbem w stronę otaczających Polankę drzew, sugerując Siwej, aby ta poszła za nią i sama ruszyła w stronę skraju ich głównej siedziby.

    Noc była cicha i wilgotna. Sowa, która wcześniej pohukiwała teraz gdzieś zniknęła, wyraźnie nie spodobało jej się, że ktoś jeszcze nie spał i zapewne poleciała hukać gdzieś indziej. Jedynymi dźwiękami były dźwięki kroków konia i wilka, które zmierzały do swojego sennego przyjaciela. W końcu skoro wskazówki dostały we śnie, to na pewno Dziamdziak musiał mieć z tym coś wspólnego.

    - Jak myślisz, co się teraz stanie? - zagadnęła Scycia podczas ich podróży w stronę miejsca, gdzie zazwyczaj przesiadywał Dziamdziak. - Jak możemy pomóc tym wszystkim zwierzętom? Nie mamy aż tyle miejsca w lesie, aby wszystkich pomieścić. - zastanowiła się na głos i zmarszczyła brwi, ponieważ do jej głowy powróciły obrazy ze snu. Spojrzała na swoją Przyjaciółkę i uśmiechnęła się na widok jej sierści otulonej przez mgłę. Widok zamglonej Candy (która swoją drogą sama wytwarzała mgłę) był wręcz komiczny. - Hej, prawie cię nie widać! Zlewasz mi się z otoczeniem. Coś jest nie tak, nigdy nie widziałam aż tak gęstej mgły... Jakby ktoś specjalnie utrudniał nam robotę.
    / Scy

    OdpowiedzUsuń
  28. - Preria to wcale nie taki głupi pomysł. - powiedziała na głos Scycia, ale zaraz później zmarszczyła brwi, gdyż do jej rozumku dotarło, że jednak może wcale nie jest taki dobry. - Ale będzie mnie na pewno mocno bolała głowa, gdy wszyscy będą tam wchodzić przez moje uszy. - westchnęła, jednak po chwili pomyślała, że ból głowy będzie niczym w porównaniu z uczuciem podarowania nowego domu każdemu potrzebującemu zwierzęciu.

    - O tak, doskonale wiem gdzie możemy go znaleźć. Myślę, że nawet się nas spodziewa, skoro tej mgły ciągle przybywa. Spójrz. - wskazała pyskiem w stronę oddalonych skał, nad którymi wznosiła się wyraźnie oddzielona od mgły, gęsta chmurka. - Wydaje mi się, że siedzi właśnie tam. - powiedziała i zerknęła na Siwą, która maszerowała tuż obok niej.

    - Hej, Dziamdziak! Nie chowaj się tak, zejdź i nam pomóż! - krzyknęła, gdy obie hofsowiczki dotarły do wysokich skał. Nie było opcji, żeby same weszły na Szczyt, a już na pewno nie Candy z tymi swoimi lśniącymi kopytkami. Ruda nie mogła pozwolić, żeby jej towarzyszce cokolwiek się stało. A jak wiadomo, konie lubią robić sobie krzywdę w nóżki...
    Scycia po raz kolejny spojrzała na Przyjaciółkę i wzruszyła barkami, po czym usiadła i zadarła głowę do góry, wyczekująco patrząc się na stromą ścianę skalną, znad której wystawał kawałek gęstej chmurki. - Wiem, że tam jesteś. Wiem, że Stefan też dał ci zadanie. - mruknęła, bo doskonale wiedziała że Dziamdziak nie jest zbyt towarzyski. Zdecydowanie stworzenie to ma jakąś fobię społeczną, skoro nikt wcześniej poza Scy go nie widział. - Nie bój się Puszkina, nie zjadła w całości i właściwie to moglibyście być krewniakami. Ona umie fotosyntetyzować i w ogóle to też otacza ją mgła. - zaśmiała się i puściła oczko do Candy, a tymczasem gęsta chmurka z Dziamdziakiem na grzbiecie (?) stopniowo obniżała się w ich stronę.

    Dziamdziak ukazał swe oblicze tuż przed klaczą i wilczycą, wyszczerzył się do nich i pomachał w stronę Candy, wyraźnie onieśmielony jej białym blaskiem. Scycia posłała mu łobuzerski uśmiech i stanęła na cztery łapy. - No myślałam, że nie zejdziesz. Czy wiesz jak nam pomóc? - zapytała swojego sennego przyjaciela, a on zszedł ze swojej chmurki i założył ręce na piersi.
    Wyglądał przekomicznie. Był w końcu stworzeniem sennym, teoretycznie powinien istnieć jedynie w snach Hofsowiczów, ale sytuacja wymagała, aby jego postać uzyskała również formę fizyczną. Szara skóra pokryta kolorowymi włoskami, długie, chude kończyny, humanoidalna postawa, tęczowe ubranie, skórzane trzewiki, czarne niczym węgielki, okrągłe duże oczy i szpiczaste uszy to tylko kilka z charakterystycznych cech Dziamdziaka. Wyglądał trochę niczym mały człowieczek, trochę niczym małpka, trochę niczym kolorowo-tęczowy Smigol. Był jednak o wiele ładniejszy niż Smigol.
    Jego głosik brzmiał jak głosik dwuletniego dziecka, które dopiero co uczy się mówić.
    - Zdecydowanie musimy otworzyć portal. Jak inaczej chcecie sprowadzić tu wszystkich? To niemożliwe bez jednego konkretnego tunelu w czasoprzestrzeni. Czy wy serio nic w głowach nie macie? - zagadnął i pokręcił głową. - Niczego was Stefan nie nauczył?
    / Scy

    OdpowiedzUsuń
  29. Scycia spojrzała na coraz bardziej zdziwioną Siwą (która ledwo co powstrzymywała się od śmiechu! Co za tupet...) i poirytowana zmarszczyła brwi. Nie sądziła, że Puszkin tak zareaguje na widok sennego stworka, którego dane jej było widzieć na dodatek pierwszy raz w życiu. Właściwie to czego innego Candy spodziewała się po imieniu Dziamdziak?
    Odchrząknęła i tymczasowo zostawiła ten temat, nie chciała wypominać klaczy jej zachowania przy głównym zainteresowanym. Postanowiła zająć się tym później, w końcu mieli dużo ważniejsze problemy na głowach.
    Gdy Dziamdziak wspomniał o portalu, nad głową Scyci pojawiła się minka numer 0 i po raz kolejny przysiadła na zadku ze zdumienia. Ale jak to portal? Gdzie? W jaki sposób? W głowie wilczycy kłębiły się myśli, których jej mózg nie potrafił za bardzo ogarnąć.

    Gdy Candy zaczęła wypluwać z siebie słowa z prędkością światła, ruda otworzyła szeroko oczy i nie była w stanie wydusić z siebie żadnej sylaby, bo jej przegrzany mózg nie przyjmował już natłoku informacji. Czarna dziura? Energia kinetyczna? Magiczna? Magiczna to może i jeszcze, ale...
    Nagle Rudą olśniło. Machnęła ogonem i z nadzieją w oczach zerknęła na swoich towarzyszy.
    - Znam takie magiczne miejsce, którego nigdzie indziej nie ma w HoFS. Niedawno Stefan udostępnił nam do niego wejście, może to był jakiś znak? Chodzi mi oczywiście od podziemia. Jak się tam tylko zejdzie to czuć magię na kilometr. No i jest tam wystarczająco dużo miejsca dla wszystkich zranionych istot. Przecież nawet nie udało nam się określić granic tego miejsca. - rzuciła podekscytowana i uznając swój własny pomysł za niezwykle wybitny, okrążyła chmurkę Dziamdziaka i popchnęła ją trochę nosem. - Szykuj większą chmurkę, bo musimy szybko wrócić na Polankę, a z koniem to się na tej małej nie zmieścimy. - powiedziała i wskoczyła na grubego baranka stworzonego z pary wodnej i wyszczerzyła się do Siwej, której mina musiała być w tym momencie wybitna. - Tylko jak my na brodę Stefana otworzymy portal?
    / Scy

    OdpowiedzUsuń
  30. Scycia uważnie obserwowała poczynania Dziamdziaka, który teatralnie wręcz powiększał swoją gęstą chmurkę i stworzył z niej dość sporą łódź, która lewitowała w powietrzu. Z podziwem kiwnęła rudym łbem i zaraz za Puszkinem wskoczyła na pokład, specjalnie opuszczając kawałek chmurki Dziamdziaka. Musiała w końcu podróżować razem z siwą, żeby nic jej się czasami nie stało!

    Chmurka była na tyle gęsta, że jej łapy zapadały się tylko trochę w puchu. Wilczyca miała wrażenie, że porusza się po powietrzu, które na dodatek łaskotało ją w opuszki. Z trudem powstrzymała chichot i usiadła sobie przy chmurkowej burcie, opierając swoje łapy na chmurkowych deskach.
    Gdy tylko ruszyli, wywaliła jęzor na zewnątrz i cieszyła się przejażdżką, mrużąc niebieskie ślepia na wietrze, który mierzwił jej rudą sierść.

    - Ale super! - zaśmiała się i zerknęła na przyjaciół, którzy widocznie wyśmienicie się bawili, holując się nawzajem w stronę Polanki. Faktycznie pogoda sprzyjała ich zadaniu. Wilczyca rozkoszowała się uczuciem kołysania łódki i delikatnego wiatru, który im towarzyszył.

    Podobnie jak Puszkinowi, Scyci nie bardzo chciało się wysiadać i wrócić do wykonywania ich zadania. Miała ochotę płynąć na łódce resztę nocy i pozwiedzać pozostałe części lasu. Czekała ich jednak bardzo ważna misja do wykonania, ale w głowie wilka pojawiła się pomysłowa żarówka i Scy odnotowała sobie na Prerii, że koniecznie musi zagadać później z Dziamdziakiem, żeby pomógł jej zmodyfikować trochę jej drewniany wózek w taki sposób, aby również mógł sobie lewitować na takiej chmurce. Nie musiałaby go aż tak ciągnąć po nierównej ziemi!

    Dotarli w końcu do docelowego miejsca ich wycieczki i ruda wysiadła z łódki zaraz za Candy. Ziemia na Polance było dużo bardziej twarda niż chmurka, więc ruda potrzebowała kilku sekund, aby się do niej przyzwyczaić.

    Rzuciła okiem w stronę wejścia do Podziemi, trochę niepewna co właściwie mają dalej robić.
    Z wnętrza ziemi jak zwykle dochodziły pozytywne wibracje i przyjemne ciepło, jakby było to ciepło wnętrza serca Stefana. Sosna tymczasem stał sobie dalej na swoim miejscu w zupełnym milczeniu i chyba nie miał dla nich żadnych kolejnych wskazówek.

    - No dobra, czyli wchodzimy? - obejrzała się na chwilę na Candy i Dziamdziaka i wskoczyła na pierwszą półkę skalną, z której doskonale widoczny był już jasny od grzybni Lumino system korzeniowy Sosny.

    Dziamdziak był prawdopodobnie w Podziemiach pierwszy raz, więc gdy pojawił się na dole zaraz za siwą, ruda dała mu chwilkę na przyzwyczajenie się do blasku, który obecny był dookoła nich.
    - Dobra, to co dalej?
    /Scy

    OdpowiedzUsuń
  31. Ruda zmarszczyła brwi słysząc słowa siwej i podrapała się po łbie. Nie miała pojęcia gdzie może znajdować się miejsce, z którego bije cała ta energia. W podziemiach spędzała ostatnio dość sporo czasu, jednak było to tak ogromne miejsce, że nie dane jej było zwiedzić jeszcze całości.
    - Może być to dość trudne do zrealizowania. Nigdy nie spotkałam takiego miejsca. Wszystko tu wygląda właściwie tak samo. - odparła na słowa Candy i westchnęła, próbując pobudzić swe komórki mózgowe do jakiegokolwiek działania.
    Skoro Puszkin mówiła, że muszą iść w dół (a było to dość logiczne, skoro nie mogli iść w górę), wilczyca wyjrzała zza korzenia w stronę głębokich przepaści, które otaczały ich z każdej strony. Co prawda system korzeniowy był na tyle gęsty, że ciężko było spaść w otchłań, jednak jeśli ktoś by się bardzo postarał, mógłby skończyć marnie...
    Szybko więc wróciła do neutralnej pozycji i zerknęła na swoich towarzyszy. Miała im właśnie powiedzieć, żeby uważali bo korzenie nie są zbyt stabilne, gdy...


    No i właśnie w tym momencie kopytka siwej nie ułatwiały jej zadania, kiedy klacz straciła grunt pod nogami. Scycia spanikowała i rzuciła się w jej stronę na ratunek, ale zupełnie nie wiedziała co może zrobić. To był zresztą dosłownie ułamek sekundy. Na szczęście jednak Dziamdziak doskonale wiedział, co należy teraz zrobić uczynić i w mgnieniu oka tuż przy Puszkinie wyczarował miękki dywan ze swojej magicznej chmurki. Uchroniło to Candy przed upadkiem, a Scycię przed zawałem serca.


    - Co wy byście beze mnie zrobiły. - mruknął pod nosem i pokręcił głową ich magiczny przyjaciel, po czym wyczarował więcej takich chmurek na ich drodze. Przezorny zawsze ubezpieczony. - Chodźmy prędko, jakoś tu wyjątkowo wilgotno. - powiedział, rozglądając się dookoła. Chyba jednak podziemia nie były przyjemnym miejscem dla stworzenia, które większość życia spędza w chmurach.


    Scycia ruszyła przodem. W końcu bywała tam najczęściej i miała jakiekolwiek pojęcie gdzie najlepiej się kierować. Szła jednak zupełnie nie mając żadnego planu. Stefan dał im misję bardzo ambitną i na pewno niezwykle szlachetną, jednak mógł pozostawić jeszcze jakiekolwiek wskazówki... W końcu wszyscy byli tylko zwierzątkami, ich mózgi miały ograniczone możliwości.
    Rudej Preria zaczynała się powoli przegrzewać. Zdecydowanie potrzebowali jakiegoś punktu odniesienia, jakiejś strzałki wskazującej, gdzie mają się udać. Bo droga w dół chociaż logiczna, mogła zająć im dobre kilka dni w takim tempie.

    - Może jednak nie jesteśmy w dobrym miejscu?
    /Scy

    OdpowiedzUsuń
  32. Zmiana wilgotności i temperatury powietrza miała swoje źródło. W końcu nie bez powodu nagle zrobiło się ciepło i jeszcze bardziej ciemno. Na samym dole systemu korzeniowego panował półmrok. Grzybnia Lumio nie była tu tak rozprzestrzeniona jak na samej górze. Udało im się dotrzeć do dna tej dziwnej miejscówki.
    - Jesteśmy. - powiedziała Scycia i zeskoczyła z korzenia na twardą ziemię. Miała wrażenie, jakby była na normalnej powierzchni. Z całą pewnością nie było to dno Ziemi, w końcu nie byli aż tak głęboko. Stefan musiał stworzyć jakąś platformę na pewnej wysokości, ponieważ jeden z korzeni wyraźnie wbijał się w ziemię i z całą pewnością pod nimi był dalszy ciąg podziemnego królestwa.
    Ruda spojrzała w górę, a nad nimi był piękny widok. Mnóstwo korzeni wijących się niczym system naczyń krwionośnych, dodatkowo oświetlony delikatnym blaskiem Lumino. Drobne pyłki zawieszone w powietrzu wyglądały jak gwiazdy na nocnym niebie. Scycia uśmiechnęła się pod nosem. Bardzo podobał jej się ten widok.
    - To piękne miejsce do przybycia do naszej krainy. - stwierdziła i z uśmiechem na pysku obrzuciła spojrzeniem swoich przyjaciół. Candy wyglądała normalnie, jednak Dziamdziak wzbudzał jej podejrzenia.
    Wilczyca uniosła jedną brew i podeszła do niego bliżej.
    - Dziamdziak? Co się dzieje? - zagadnęła i przechyliła łeb, a chmurkowy stwór wyglądał na bardzo zakłopotanego i nerwowo rozglądał się dookoła, jednocześnie bawiąc się swoimi chmurkowymi paluszkami.
    - Czy wy też to słyszałyście? - pisnął niepewnie i zaczął szybciej oddychać. Jego spojrzenie błądziło niespokojnie po otaczających ich korzeniach. Dziamdziak wyraźnie czegoś się obawiał.
    - Ja nic nie słyszałam. - powiedziała Scycia i również obejrzała się dookoła siebie, ale nie zauważyła nic niepokojącego. - Candy, a ty coś widziałaś? - zapytała Przyjaciółkę, gdyż zdecydowane nie podobało jej się zachowanie Dziamdziaka. No chyba że tylko ruda nie widziała nadchodzącego niebezpieczeństwa... - Czy jesteś pewien, że coś słyszałeś?
    /Scy

    OdpowiedzUsuń
  33. - Szybko, otwórzcie portal i zmykajcie stąd! Ja się z nim rozprawię. Przyprowadźcie przez portal wszystkie zwierzęta. - Dodał Dziamdziak, a Scycia zrobiła najgłupszą minę, na jaką było ją wtedy stać.

    - Ale że co? - zapytała najbardziej piskliwym głosem, jaki mógł wydobyć się z jej strun głosowych i poczuła jak po całym jej ciele przechodzi nieprzyjemny dreszcz, gdy chmurki Dziamdziaka zaczęły strzelać ze złości malutkimi piorunami. Jeden z nich dosięgnął ogona wilczycy i ta podskoczyła nagle na czterech łapach.

    No a gdy zobaczyła, że mgła zaczęła się sama z siebie ruszać to już w ogóle spanikowała i popchnęła zadek Puszkina w stronę najbliższej ściany, zapierając się z całych sił wszystkimi łapami, aby jej siwa pzyjaciółka nie miała za bardzo innego wyboru, tylko oddalić się od dziwnej mgły.

    - Tu nie ma żartów chyba, robimy co mówi! - rozkazała, otrzepując swój pysk z siwych włosów Candy, które oblepiły jej łeb, bo właściwie to chyba rozpoczął się sezon na linienie.

    Ruda stanęła przy ścianie, obejrzała się jeszcze za siebie, ale Dziamdziak właśnie znikał za mgłą. Nie miała pojęcia, co się właściwie dzieje, ale zdecydowanie postanowiła posłuchać swojego przyjaciela i dać nogi za pas, tak jak im kazał. W końcu to Dziamdziak posiadał magiczne zdolności, a nie Scycia czy Puszkin. One były w zasadzie bezbronne i wciąż miały misję do wykonania, która zdecydowanie nie mogła czekać.

    - Eeee - mruknęła, patrząc się w ścianę znajdującą się tuż przed jej ślepiami. - Abrakadabra? Sezamie otwórz portal? Na brodę Stefana? Puszkinie może pomożesz mi z otwieraniem portalu? - zapytała nerwowo przez zęby i udając, że wcale nie panikuje zwróciła swe oczy na Candy. - Kończą mi się zaklęcia...
    Ściana oczywiście ani drgnęła.

    Dziamdziak tymczasem doskonale wiedział, co się dzieje i z kim właściwie ma zamiar walczyć. Nie sądził jednak, że stwór ten znalazł sobie przytulne gniazdko w podziemiach, które dla hofsowiczów podarował Stefan!

    - Nigdy mnie nie pokonasz, chmurzasty dziwolągu. - usłyszał od swojego przeciwnika i pokręcił głową z niesmakiem, po czym gwizdnął na swoją chmurkę, która najeżona niczym wściekły pies pojawiła się u jego boku.

    - Chcesz się przekonać, Koszmarze? Pokaż swe obecne oblicze, potworze i zakończmy to raz na zawsze. Nie będziesz więcej niepokoić mieszkańców tego lasu! - ryknął, a chmurka zgrabnym ruchem otworzyła solidną błyskawicę, która znalazła się w dłoni Dziamdziaka i posłużyła mu za broń...
    /Scy

    OdpowiedzUsuń
  34. Nie było czasu na zastanawianie się. Ruda oczywiście czym prędzej wskoczyła w portal zaraz za siwą klaczą. Dokładnie tak jak jej przyjaciółka, Scycia nie czuła zupełnie nic pod łapami, gdy tylko pojawiła się w nowej rzeczywistości.

    Zapach, który dotarł do jej nozdrzy był drażniący i zdecydowanie mało przyjemny. Dźwięk również był niepodobny do tych, które znała na co dzień z leśnych łąk. Słyszała go jednak już wcześniej. Było to miejsce pełne ludzi i śmierdzących potworów, które szybko jeździły po twardych i nienaturalnych powierzchniach.

    Zanim do Scyci dotarło to wszystko, nagle jednak poczuła grunt pod łapami. Uderzenie było mocne i szybkie, a bark wadery zapłonął żywym ogniem.

    - Auuuu. - mruknęła z bólu, jednocześnie sprawnie podnosząc się z miejsca. Były z Candy w takim miejscu, w którym zdecydowanie trzeba było być bardzo uważnym. - Puszkinie? - Scycia wzrokiem szybko odnalazła klacz i odetchnęła z ulgą, mając przy sobie swoją towarzyszkę. Dopiero po chwili, gdy pierwszy szok minął, mogła rozejrzeć się dookoła.

    Był środek dnia. Dwunogów dookoła było całe mnóstwo, każdy biegał w różne strony i zupełnie nikt nie zwracał uwagi na to, że w ogromnym mieście nagle ni stąd ni zowąd pojawiły się koń i wilk.
    Ruda nie do końca potrafiła ogarnąć, co się właściwie dookoła niej dzieje. A działo się dużo. Wszędzie panował popłoch, co chwilę coś wybuchało i jakieś dziwne pojazdy latały nad nimi niczym ptaki z bardzo dużą prędkością.

    Nie były to smoki, jednak miały swoich jeźdźców.

    Zdawało jej się także, że jakieś dwunogi próbują walczyć z latającymi blaszanymi stworami i ich jeźdźcami.

    Był człowiek z tarczą, był człowiek z łukiem, wielki zielony człowiek, człowiek blaszany i rudowłosa kobieta w czarnym kostiumie. Ustawiali się właśnie w kółko i dzielnie bronili swojego miasta.

    - Gdzie my jesteśmy... - jęknęła żałośnie Scycia widząc tę scenę i podkuliła ogon.

    A znajdowali się w Nowym Jorku podczas pierwszej bitwy Avengersów.
    /Scy

    OdpowiedzUsuń
  35. Ruda nie mogła się skupić na słowach Candy. Wodziła wzrokiem po wszystkim dookoła i przez Prerię przemknęła jej myśl, że wolałaby być teraz wszędzie indziej, niż tam.
    - Nie... - jęknęła i zrobiła unik, gdyż nad ich głowami właśnie przeleciał jakiś laserowy pocisk, a ściana jednego z budynków została roztrzaskana na tysiące kawałków. - Nie sądzę, że o to chodziło. Tu nie ma żadnych zwierząt. Otworzyłyśmy chyba zły portal. - Dodała po chwili, ale musiała prawie krzyczeć, aby było ją w ogóle słychać.

    Scycia posłuchała słów swojej siwej przyjaciółki i przełknęła głośno ślinę. Pomysł może i był logiczny, ale czy miały w ogóle szansę na jakiekolwiek powodzenie? Czy misja nie była ponad ich możliwości? Nie bardzo miały jak zrzucić jeźdźca z metalowych smoków, bo nie dość że latały wysoko, to na dodatek bardzo szybko. - Nie będzie to proste do wykonania... Masz jakiś pomysł jak to zrobić? - wilczyca zaczęła chodzić dookoła z bardzo zatroskaną miną. Była w szoku, to było pewne. Razem z Candy były trochę w sytuacji bez wyjścia. Nie miały jak otworzyć portalu do domu, bo nie miały pojęcia jak to zrobić. Dwunogi, metalowe smoki, dźwięki miasta i ogólna apokalipsa, która tam się działa sprawiły, że Scycia trochę zaczęła panikować.

    - Nie wiem, sama nie wiem... Jedyne co przychodzi mi do głowy to zasadzka i wskoczenie na metalowego smoka, ale jak to zrobić jeśli są takie szybkie? Nie potrafimy latać... - kontynuowała myślenie na głos, gdy właśnie obok nich przebiegła grupka ludzi. Scycia zatrzymała się w miejscu i spięła wszystkie mięśnie gotowa do walki lub ucieczki, ale ludzie nawet na nie nie spojrzeli, tylko pobiegli dalej. Chyba sami byli w szoku...
    - Tu jest bardzo dziwnie, chcę do domu. Cała ta misja jest ponad nasze siły. - jęknęła z żałością w głosie i przysiadła na zadku, mając ochotę się rozpłakać.

    W tym czasie jeden z metalowych smoków... wylądował w niedalekiej odległości od nich. Jeździec smoka obserwował sytuację dziejącą się w powietrzu z dołu, ale chyba szykował się do kolejnego odlotu. Scycia podstawiła swe obłe uszy na sztorc i uznała to za niepowtarzalną okazję.
    - Puszkinie. - szepnęła i spojrzała na klacz, po czym niewiele się zastanawiając ruszyła szybkim biegiem w stronę strasznych stworów, z zamiarem zrzucenia jeźdźca z smoka, tak jak według Candy powinny postąpić.
    -- Archiwalnie Scycia

    OdpowiedzUsuń

©Technologia blogger. Credits
Współpraca